Autor:
Anna Borisowa / Boris Akunin
Tytuł:
Pory roku
Tłumaczenie:
Katarzyna Maria Janowska
Wydawnictwo:
Znak
Liczba
stron: 445
Okładka:
miękka
Rok
wydania: 2013
Wydawnictwo Znak złamało mi serce. Jeżeli
autor pisze pod pseudonimem, winno się go i pod pseudonimem tłumaczyć. Z jednej
strony rozumiem decyzję wydawnictwa: w kraju, z którym z czytelnictwem jest
słabo (osławione pół książki rocznie, a znam co najmniej osób, które wyrabiają
normę za kilkuset Polaków), mało kto kupi powieści obyczajowej nieznanej
rosyjskiej autorki. W ogóle mało kto kupi powieść obyczajową niepolską i
nieamerykańską. Z drugiej strony – zdradzanie już na okładce, że Anna Borisowa
to tak naprawdę Boris Akunin psuje zabawę czytelnikowi, który Akunina zna, a w
Borisowej odnajdzie jego odpryski…
Okładka, nawiasem mówiąc, jest przepiękna.
Bez tandetnych modelek i zdjęć ze stocków. Symboliczna, pastelowa absolutnie
pasuje do literatury kobiecej i do na poły filozoficznej powieści o przemijaniu
i uwięzieniu. Graficy spisali się jak rzadko kiedy. Sama kupiłabym tę powieść
tylko dla przyjemności patrzenia na okładkę!
W „Porach roku” przeplatają się głosy
dwóch kobiet żyjących w różnych czasach i różnych warunkach. Weronika
Korobielszczykowa, młoda lekarka z głową pełną ideałów, zjawia się w tytułowym
ośrodku spokojnej starości. Jest to swoisty pensjonat dla starszych Rosjan
usytuowany w sercu Francji. To tu dożywają swych dni weterani i partyjni,
komuniści i dysydenci, chorzy i zdrowi. Razem z Weroniką wędrujemy korytarzami
„Pór roku”, poznając rezydentów, personel oraz Stasa – protektora Weroniki,
biznesmena i uzdrowiciela domu spokojnej starości. Poznajemy też samą Weronikę,
dziewczynę, która jak mało kto zna wartość życia i umie się cieszyć każdą
chwilą. O nieuchronnym przemijaniu przypomina jej własna choroba, ale też
obecność za ścianą pogrążonej w śpiączce Madame.
Madame to druga bohaterka powieści. Jej
historię poznajemy bezpośrednio od niej. Nie może spisać swojej autobiografii
ani nikomu jej opowiedzieć. Chociaż personel „Pór roku” sądzi, że nastąpiła u
niej śmierć mózgu, Madame jest świadoma. Nie widzi, nie może się poruszać ani
mówić. Jednak słyszy, czuje i myśli. Traktowana przez otoczenie jak niechciany
mebel, staje się mimowolnym świadkiem romansów i kłótni, rozstań i wielkich
planów. Rozdarta między wspomnienie burzliwej przeszłości a nieznośną
teraźniejszością, stara się uzyskać kontakt ze światem dzięki choremu na autyzm
Emenowi. By zabić upływający w cielesnej niewoli czas, wspomina swoje życie:
szaloną miłość do Dawida, rodzącą się w nastoletniej dziewczynce świadomość
polityczną, nieprawdopodobne przygody w Mandżurii… Madame – tak naprawdę
Aleksandryna – ma sto pięć lat, pamięta obie wojny, ale pamięta też coś
jeszcze: nauki starego Chińczyka, które utrzymują ją przy życiu tak długo, jak
długo widzi sens we własnym istnieniu.
W powieści splata się życie – głównie
zawodowe, rzadziej uczuciowe – Weroniki i niesamowity scenariusz, w jaki
układają się losy Aleksandryny. Te dwie kobiety łączy coś więcej niż obecność w
„Porach roku”, choć same nie zdają sobie z tego sprawy. To, co minęło, subtelnie
splata się z tym, co trwa i z tym, co może być, jeżeli tylko Aleksandrynie uda
się skontaktować ze światem zewnętrznym i zdradzić tajemnicę, którą
pielęgnowała przez ponad pół wieku.
Ta powieść to niewątpliwy triumf Akunina,
który pokazuje, że potrafi pisać nie tylko kryminały. Na zewnątrz wypływa cała
jego erudycja, fascynacja filozofią Wschodu i wiara w połączenie Wschodu z
Zachodem w idealnej jedności. To jeden z niewielu współczesnych pisarzy, w
którego twórczości widać własne poglądy filozoficzne w tradycyjnym ich
rozumieniu. I prawdopodobnie jedyny pisarz tego typu, deklarujący się
równocześnie jak autor literatury rozrywkowej. Właśnie filozofia, wiedza
medyczna i wizja świata wiecznej młodości, świata będącego na wyciągnięcie
ręki, urzeka w tej powieści najbardziej. A już połączenie tych „ciężkich” idei
z linią fabularną rodem z westernu jest mistrzostwem wyższego stopnia.
Warstwa językowa nie pozostawia wiele do
życzenia. Akunin mistrzowsko włada słowem i łączy współczesną, momentami
slangową mowę partii dziejących się w dwudziestym pierwszym wieku z bogatym
językiem opowieści Aleksandryny, w to wszystko wplatając terminy medyczne.
Fachowe słownictwo nie przeszkadza – autor szybko je wyjaśnia i opisuje
skomplikowane procesy zachodzące w organizmie tak jasno, jakby pisał podręcznik
biologii dla uczniów podstawówki.
Mogłabym się dłużej rozpływać nad tą
powieścią, ale jedna kwestia nie daje mi spokoju. Bohaterki są… nawet nie
nijakie. Są przesadzone, i to obie. Weronika zachowuje się jak robot, żadnych
uczuć, żadnego przywiązania – ot, założyła sobie, że będzie powściągać emocje
dla zdrowia i tego się perfekcyjnie trzyma. Akunin znalazł dobry wybieg, żeby
nie zagłębiać się w psychikę młodej lekarki, ale przez to uczynił jej postać
niewiarygodną i niesympatyczną. Nie poczułam z nią żadnej więzi. Z Aleksandryną
poszło mistrzowi jeszcze gorzej. Jako nastolatka jest nader bystra, ale to nie
grzech, zdarzają się zbyt mądre dziewczynki. Gorzej, że potem, podczas okresu
mandżurskiego, zamienia się w rozhisteryzowaną pannicę pozbawioną jakiejkolwiek
zdolności logicznego myślenia. Biega, krzyczy, grozi pistoletem i sprawia
wrażenie niespełna rozumu. Ja wiem, miłość zaślepia, ale nie uwierzę, że taka
mądra dziewczynka jak Aleksandryna dała się miłości do tego stopnia
zmanipulować. Jeżeli Akunin chciał pokazać proces przemiany bohaterki, nie
wyszło mu – retrospekcje sprawiają, że poznajemy ją skokami, przez co nie
widać, dlaczego się zmieniła, co sprawiło, że z wiekiem ubyło jej rozsądku.
Niekonsekwentna kreacja Aleksandryny, choć może nie jest błędem kardynalnym,
kładzie się cieniem na znakomity odbiór powieści.
Dlaczego Akunin, mistrz psychologii i
twórca niesamowitego Erasta Fandorina, potknął się na postaciach w nowej
powieści? Przychodzi mi do głowy jedno wyjaśnienie: za bardzo chciał udawać
kobietę. Widać, że zniewolił go kobiecy pseudonim. Narracja nie jest narracją
kobiecą, ale narracją mężczyzny, który stara się pisać jak kobieta. Gdyby
odrzucił maskę i po prostu przyznał, że napisał coś, co nie jest kryminałem ani
traktatem historyczno-politycznym, gdyby zrobił to już przed wydaniem, gdyby
się w porę opamiętał – „Pory roku” byłyby powieścią absolutnie wybitną. Tak –
są „zaledwie” powieścią znakomitą.
Jeszcze słowo o tłumaczeniu: Katarzyna
Maria Janowska, zdaje się, Akunina wcześniej nie tłumaczyła. Jest więc
debiutantką jeśli chodzi o zmagania z trudnym, naszpikowanym pułapkami
stylistycznymi i frazeologicznymi językiem rosyjskiego Gruzina. Jak na debiut
wypadła rewelacyjnie. Szczerze gratuluję i równie szczerze zazdroszczę talentu,
wytrwałości i utrzymania poziomu przez całą długą powieść!
Ocena: 9/10
A to wydanie pod pseudonimem to takie kontrolowane, że i tak wszyscy niemal od razu wiedzieli, że to Akunin tylko pod pseudonimem, czy zostało to jakoś niespodziewanie odkryte? :))
OdpowiedzUsuńTyle zachwytów (poza wątkiem dotyczącym bohaterek), że skutecznie mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńChyba coś mi umknęło bo wcześniej n ie słyszałam o tej książce! Fantastyczny blog - zdecydowanie w moim klimacie. Muszę zaglądać częściej. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń