piątek, 6 grudnia 2013

Anna Borisowa - Pory roku



Autor: Anna Borisowa / Boris Akunin
Tytuł: Pory roku
Tłumaczenie: Katarzyna Maria Janowska
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 445
Okładka: miękka
Rok wydania: 2013











Wydawnictwo Znak złamało mi serce. Jeżeli autor pisze pod pseudonimem, winno się go i pod pseudonimem tłumaczyć. Z jednej strony rozumiem decyzję wydawnictwa: w kraju, z którym z czytelnictwem jest słabo (osławione pół książki rocznie, a znam co najmniej osób, które wyrabiają normę za kilkuset Polaków), mało kto kupi powieści obyczajowej nieznanej rosyjskiej autorki. W ogóle mało kto kupi powieść obyczajową niepolską i nieamerykańską. Z drugiej strony – zdradzanie już na okładce, że Anna Borisowa to tak naprawdę Boris Akunin psuje zabawę czytelnikowi, który Akunina zna, a w Borisowej odnajdzie jego odpryski…
Okładka, nawiasem mówiąc, jest przepiękna. Bez tandetnych modelek i zdjęć ze stocków. Symboliczna, pastelowa absolutnie pasuje do literatury kobiecej i do na poły filozoficznej powieści o przemijaniu i uwięzieniu. Graficy spisali się jak rzadko kiedy. Sama kupiłabym tę powieść tylko dla przyjemności patrzenia na okładkę!
W „Porach roku” przeplatają się głosy dwóch kobiet żyjących w różnych czasach i różnych warunkach. Weronika Korobielszczykowa, młoda lekarka z głową pełną ideałów, zjawia się w tytułowym ośrodku spokojnej starości. Jest to swoisty pensjonat dla starszych Rosjan usytuowany w sercu Francji. To tu dożywają swych dni weterani i partyjni, komuniści i dysydenci, chorzy i zdrowi. Razem z Weroniką wędrujemy korytarzami „Pór roku”, poznając rezydentów, personel oraz Stasa – protektora Weroniki, biznesmena i uzdrowiciela domu spokojnej starości. Poznajemy też samą Weronikę, dziewczynę, która jak mało kto zna wartość życia i umie się cieszyć każdą chwilą. O nieuchronnym przemijaniu przypomina jej własna choroba, ale też obecność za ścianą pogrążonej w śpiączce Madame.
Madame to druga bohaterka powieści. Jej historię poznajemy bezpośrednio od niej. Nie może spisać swojej autobiografii ani nikomu jej opowiedzieć. Chociaż personel „Pór roku” sądzi, że nastąpiła u niej śmierć mózgu, Madame jest świadoma. Nie widzi, nie może się poruszać ani mówić. Jednak słyszy, czuje i myśli. Traktowana przez otoczenie jak niechciany mebel, staje się mimowolnym świadkiem romansów i kłótni, rozstań i wielkich planów. Rozdarta między wspomnienie burzliwej przeszłości a nieznośną teraźniejszością, stara się uzyskać kontakt ze światem dzięki choremu na autyzm Emenowi. By zabić upływający w cielesnej niewoli czas, wspomina swoje życie: szaloną miłość do Dawida, rodzącą się w nastoletniej dziewczynce świadomość polityczną, nieprawdopodobne przygody w Mandżurii… Madame – tak naprawdę Aleksandryna – ma sto pięć lat, pamięta obie wojny, ale pamięta też coś jeszcze: nauki starego Chińczyka, które utrzymują ją przy życiu tak długo, jak długo widzi sens we własnym istnieniu.
W powieści splata się życie – głównie zawodowe, rzadziej uczuciowe – Weroniki i niesamowity scenariusz, w jaki układają się losy Aleksandryny. Te dwie kobiety łączy coś więcej niż obecność w „Porach roku”, choć same nie zdają sobie z tego sprawy. To, co minęło, subtelnie splata się z tym, co trwa i z tym, co może być, jeżeli tylko Aleksandrynie uda się skontaktować ze światem zewnętrznym i zdradzić tajemnicę, którą pielęgnowała przez ponad pół wieku.
Ta powieść to niewątpliwy triumf Akunina, który pokazuje, że potrafi pisać nie tylko kryminały. Na zewnątrz wypływa cała jego erudycja, fascynacja filozofią Wschodu i wiara w połączenie Wschodu z Zachodem w idealnej jedności. To jeden z niewielu współczesnych pisarzy, w którego twórczości widać własne poglądy filozoficzne w tradycyjnym ich rozumieniu. I prawdopodobnie jedyny pisarz tego typu, deklarujący się równocześnie jak autor literatury rozrywkowej. Właśnie filozofia, wiedza medyczna i wizja świata wiecznej młodości, świata będącego na wyciągnięcie ręki, urzeka w tej powieści najbardziej. A już połączenie tych „ciężkich” idei z linią fabularną rodem z westernu jest mistrzostwem wyższego stopnia.
Warstwa językowa nie pozostawia wiele do życzenia. Akunin mistrzowsko włada słowem i łączy współczesną, momentami slangową mowę partii dziejących się w dwudziestym pierwszym wieku z bogatym językiem opowieści Aleksandryny, w to wszystko wplatając terminy medyczne. Fachowe słownictwo nie przeszkadza – autor szybko je wyjaśnia i opisuje skomplikowane procesy zachodzące w organizmie tak jasno, jakby pisał podręcznik biologii dla uczniów podstawówki.
Mogłabym się dłużej rozpływać nad tą powieścią, ale jedna kwestia nie daje mi spokoju. Bohaterki są… nawet nie nijakie. Są przesadzone, i to obie. Weronika zachowuje się jak robot, żadnych uczuć, żadnego przywiązania – ot, założyła sobie, że będzie powściągać emocje dla zdrowia i tego się perfekcyjnie trzyma. Akunin znalazł dobry wybieg, żeby nie zagłębiać się w psychikę młodej lekarki, ale przez to uczynił jej postać niewiarygodną i niesympatyczną. Nie poczułam z nią żadnej więzi. Z Aleksandryną poszło mistrzowi jeszcze gorzej. Jako nastolatka jest nader bystra, ale to nie grzech, zdarzają się zbyt mądre dziewczynki. Gorzej, że potem, podczas okresu mandżurskiego, zamienia się w rozhisteryzowaną pannicę pozbawioną jakiejkolwiek zdolności logicznego myślenia. Biega, krzyczy, grozi pistoletem i sprawia wrażenie niespełna rozumu. Ja wiem, miłość zaślepia, ale nie uwierzę, że taka mądra dziewczynka jak Aleksandryna dała się miłości do tego stopnia zmanipulować. Jeżeli Akunin chciał pokazać proces przemiany bohaterki, nie wyszło mu – retrospekcje sprawiają, że poznajemy ją skokami, przez co nie widać, dlaczego się zmieniła, co sprawiło, że z wiekiem ubyło jej rozsądku. Niekonsekwentna kreacja Aleksandryny, choć może nie jest błędem kardynalnym, kładzie się cieniem na znakomity odbiór powieści.
Dlaczego Akunin, mistrz psychologii i twórca niesamowitego Erasta Fandorina, potknął się na postaciach w nowej powieści? Przychodzi mi do głowy jedno wyjaśnienie: za bardzo chciał udawać kobietę. Widać, że zniewolił go kobiecy pseudonim. Narracja nie jest narracją kobiecą, ale narracją mężczyzny, który stara się pisać jak kobieta. Gdyby odrzucił maskę i po prostu przyznał, że napisał coś, co nie jest kryminałem ani traktatem historyczno-politycznym, gdyby zrobił to już przed wydaniem, gdyby się w porę opamiętał – „Pory roku” byłyby powieścią absolutnie wybitną. Tak – są „zaledwie” powieścią znakomitą.
Jeszcze słowo o tłumaczeniu: Katarzyna Maria Janowska, zdaje się, Akunina wcześniej nie tłumaczyła. Jest więc debiutantką jeśli chodzi o zmagania z trudnym, naszpikowanym pułapkami stylistycznymi i frazeologicznymi językiem rosyjskiego Gruzina. Jak na debiut wypadła rewelacyjnie. Szczerze gratuluję i równie szczerze zazdroszczę talentu, wytrwałości i utrzymania poziomu przez całą długą powieść!
           
Ocena: 9/10
 

3 komentarze:

  1. A to wydanie pod pseudonimem to takie kontrolowane, że i tak wszyscy niemal od razu wiedzieli, że to Akunin tylko pod pseudonimem, czy zostało to jakoś niespodziewanie odkryte? :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle zachwytów (poza wątkiem dotyczącym bohaterek), że skutecznie mnie zachęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba coś mi umknęło bo wcześniej n ie słyszałam o tej książce! Fantastyczny blog - zdecydowanie w moim klimacie. Muszę zaglądać częściej. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń