Autor:
Aneta Jadowska
Tytuł:
Zwycięzca bierze wszystko
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Liczba
stron: 516
Okładka:
miękka
Rok
wydania: 2013
To już półmetek heksalogii o Dorze Wilk,
nadnaturalnej policjantce, wiedźmie i jednym z największych kłopotów magicznej
strony Torunia. Po walkach z niebezpiecznym magiem, po wyprawie do nadmorskiego
Trójprzymierza i po pozbyciu się demonicy na usługach archanioła, tym razem
przyszedł czas na zrobienie porządku w swoim wiedźmim życiu. Ale kto pomyślał,
że będzie obyczajowo, ten w potężnym jest błędzie!
Zdecydowanie bardziej podobała mi się
poprzednia koncepcja okładki. Widzę, że Fabryka Słów zmieniła pomysł na mniej
rysunkowy, wydała pierwszy tom w nowej szacie graficznej, a kolejne
konsekwentnie powielają schemat: rudowłosa dziewoja na tle, w którym przy dużej
dozie dobrej woli można się dopatrzyć toruńskiej Starówki. Do mnie to nie
przemawia, za dużo już na półkach w księgarniach książek z okładkami typu:
ładna modelka na tle… I jeszcze to zdjęcie ze stocka. Rysunek był lepszy, ale
teraz Fabryka zapewne pójdzie za ciosem i w przypadku pozostałych trzech tomów
uraczy nas podobną szatą graficzną, więc pozostaje się przyzwyczajać. Nawiasem
mówiąc, niebieskie tło nijak nie pasuje do koloru włosów modelki
przedstawiającej Dorę Wilk.
Sytuacja wyjściowa w trzecim tomie
heksalogii ma się następująco: Dora Wilk cudem umknęła spod topora (czy też
raczej archanielskiego miecza), a że cuda to boska specjalność, dorobiła się
efektu ubocznego – wraz z aniołem Joshuą i diabłem Mironem niechcący zawiązali
triumwirat i wymieszali geny. Teraz Dora jest trochę czarownicą, trochę diablicą
i trochę anielicą, a oprócz tego matką adopcyjną dwóch wampirów, przyjaciółką
świeżo upieczonego szamana oraz wnuczką Królowej Wilków. Świat magiczny drży
przed nią… albo raczej przed kolejnymi kłopotami, w które może wpakować cały
system (a nawet dwa!). Na razie jednak Dora, Joshua i Miron przygotowują się do
Bożego Narodzenia na wsi, z dala od miejskiego zgiełku, a przy okazji odkrywają
świat dzieciństwa Dory. I – tak całkiem na marginesie – planują ucieczkę przed
gniewem archanioła Rafaela.
Nie będę tu opisywać wszystkiego, co
zdarzy się w trzecim tomie. Nie opiszę nawet połowy wydarzeń, bowiem Jadowska
bombarduje nas nowymi zwrotami akcji praktycznie w każdym rozdziale. Zdradzę
jedynie, że w „rodzinie” Dory pojawi się nowe pisklę – Nathaniel, brat
jednocześnie Joshui i Mirona, odbity przez archanioły z podejrzanego
politycznie ośrodka dla magicznych mieszańców. Główna bohaterka dowie się też
więcej o życiu prywatnym Księcia Demonów, a także pozna asa wywiadu w systemie
judeochrześcijańskim. Dorę czeka pojedynek z archaniołem Rafaelem, a jego wynik
zdaje się znać jedynie Bóg, w którego policjantka wierzy równie mocno, co w
swoją Boginię Wiedźmę.
O ile „Złodziej dusz” był po prostu
przyjemną lekturą, a „Bogowie muszą być szaleni” rozkręcili się mniej więcej
około dwusetnej strony, o tyle trzeci tom cyklu o Dorze Wilk wciąga w pierwszym
rozdziale i trzyma w napięciu do ostatniego, sprawiając, że człowiek zapomina o
tak prozaicznych rzeczach jak głód czy sen. Pięćset stron pochłania się jak
krótkie opowiadanie i tylko jedna myśl pozostaje w głowie po lekturze:
„przepraszam, kiedy wydacie czwarty tom?!”. Tak jak za fantastyką nie
przepadam, a z polskiej fantastyki na dłuższą metę jestem w stanie zdzierżyć
jedynie serię o Jakubie Wędrowyczu, tak świat wykreowany przez Anetę Jadowską
zawładnął moimi myślami. Po pierwszym tomie spodziewałam się nadnaturalnego
kryminału, po drugim – nadnaturalnej obyczajówki. Po trzecim spodziewam się już
wszystkiego. Jadowska konsekwentnie kreuje świat, w którym znana nam
rzeczywistość przenika się z magicznymi realiami, gdzie na wsi duszki fruwają
między pasącymi się na polu krowami, a gdzieś tam u góry jest wejście do samych
niebios.
Jeżeli jednak miałabym wskazać
najmocniejszą stronę w tym kawałku dobrej prozy (dobrej? Znakomitej!), to nie
jest to wprawnie nakreślony świat (Thorn/Toruń w „Złodzieju dusz”,
Trójprzymierze/Trójmiasto w „Bogowie muszą być szaleni”, wioska babci Dory w
„Zwycięzca bierze wszystko”) ani język (o którym pisałam już przy okazji
recenzji pierwszego tomu), ale bohaterowie. Te postaci kupuję z całym
dobrodziejstwem inwentarza: i nieśmiałego anioła Joshuę, który chciałby, ale
się boi, i bezczelnego diabła Mirona, którego pokonuje siła miłości, i pyskatą
Dorę o złotym sercu. Gdyby Aneta Jadowska publikowała na blogu, niejeden pewnie
posądziłby ją o marysuizm, czyli stworzenie postaci idealnej, obładowanej
niezwykłymi mocami i wybitną nawet w nadnaturalnym świecie. Nie sztuką jest
stworzyć bohatera idealnie przeciętnego. Sztuką jest stworzyć bohatera, który
będzie niezwykły (o niezwykłych ciekawiej się czyta, czyż nie?), i uczynić to w
sposób wiarygodny. Dora Wilk nie dostaje supermocy na ładne oczy, a każda nowo
odkryta gałąź w jej drzewie genealogicznym to jednocześnie błogosławieństwo i
przekleństwo. Bohaterka nie zawsze radzi sobie z własnymi lękami i sama byłaby
zdana na porażkę. Na szczęście mimo dość opryskliwego na pierwszy rzut oka
charakteru potrafi sobie zjednywać ludzi i nieludzi. Dora nie jest niezwykła,
bo autorce się tak zachciało. Jest niezwykła, bo zdaje sobie sprawę z własnych
ograniczeń i nie udaje kogoś, kim nie jest. Ale byłoby krzywdzącym dla innych
bohaterów, skupiać się tylko na czołowym triumwiracie. Mnie najbardziej urzekła
kreacja Baala, dawnego bóstwa, księcia demonów, przed wzywaniem którego nawet
Lucyfer ma opory. Baal ma słabość do Dory, ale znów – nie dlatego, że autorce
się tak chciało, tylko ze względu na desperackie pragnienie bohaterki, by w
każdym szukać dobrej cząstki. „Zło dobrem zwyciężaj” – takie motto można by
umieścić na okładce powieści, bowiem Dora Wilk nie zwycięża przeciwników dzięki
jakiejś niesamowitej sile czy technice uderzenia (chociaż w walce sprawdza się
całkiem nieźle), lecz dzięki pomocy sojuszników. Tych zaś zyskuje sobie
miłością. Jadowska pokazuje, że nawet w najgorszym demonie drzemie cząstka
dobra, którą po prostu trzeba obudzić. W jej świecie nic nie jest czarno-białe.
I może ta władająca Dorą miłość do wszystkiego raziłaby czytelnika, ale
przecież panna Wilk odziedziczyła w genach magię płodności, czegóż więc innego
się spodziewać?
Warto przeczytać. Warto zobaczyć, że magia
i wiara wcale się nie wykluczają. Warto wzruszyć się nad losem
Dory-niesuperbohaterki, zaśmiać się nad Baalem, który nie lubi swoich skarpetek
i zadumać się nad zakończeniem. Jeżeli mogę zgłosić jedną pretensję, to tylko
taką: dlaczego to się tak szybko czyta?!
Zmieniam zdanie. Nie czytajcie.
Zaczekajcie, aż ukażą się wszystkie tomy i pochłońcie je jednym tchem.
Oszczędzicie sobie nerwowego obgryzania paznokci w oczekiwaniu na dalszy
przygody anielsko-diabelsko-wiedźmińskiego tercetu (czy może już kwartetu?).
Ocena: 10/10
Recenzja pierwotnie ukazała się na świętej pamięci "Konturach" w czasie, gdy owe były już podłączone do respiratora. Pomyślałam, że jak otwierać bloga, to kopniakiem z półobrotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz