środa, 19 lutego 2014

Mieszanka Olimpijska (6): Ten największy

Fińska klątwa

Szykuje się nowa wojna zimowa. Rosjanie dwa razy dziś byli w czarnej rozpaczy z winy Finów. Najpierw zawinił Sami Jauhojaervi w sprincie drużynowym. Ostatnia zmiana, sprinterski finisz o medale - kandydatów do złota trzech: Fin, Niemiec i Rosjanin. Nikita Kriukow ma parę w nogach i wydaje się, że jest absolutnie nie do ugryzienia, ktokolwiek by go nie gryzł. Srebro? Pewnie dla Fina, bo Niemiec Tscharnke znowu wyprztykał się z energii i biegnie na prostych nogach. Wtem Jauhojaervi zajeżdża Tscharnkemu drogę, Niemiec się przewraca, Kriukow potyka się o leżącego Niemca... Nikita Kriukow dwoi się i troi, ale Fina już nie dogania. Złoto dla Finlandii, wściekłość dla Rosji, protesty dla Niemców i fuksiarski brąz dla Szwecji. Przy okazji protestów rośnie nadzieja na medal dla czwartych Norwegów, którzy w przypadku wykluczenia Finów jeszcze większym fuksem wdarliby się na podium. Protest odrzucony, złoto utrzymane.
Drugi raz wojna fińsko-rosyjska zdarzyła się w hokeju, chociaż w tym wypadku był to raczej typowy Blitzkrieg. Gospodarze na kolanach, szukają winnych, zwalniają trenera... a Finowie szykują się do kolejnej wojny - tym razem ze Szwecją. Jakoś tak rodzinnie zrobiło się na tym turnieju hokejowym. 

Fuks

Emilowi Joenssonowi jeszcze przed zakończeniem igrzysk oficjalnie nadaję tytuł Fuksiarza Olimpiady. Dzisiaj wraz z Teodorem Pettersonem wyrwali pewny, wydawałoby się, brąz Niemcom po tym, jak Tscharnke poległ dosłownie na ostatniej prostej. Ale przecież Joensson ma na koncie jeszcze jeden fuksiarski medal. W ubiegłym tygodniu w sprincie tym razem indywidualnym była bliźniaczo podobna sytuacja. Chory Joensson w finale wyglądał jak śmierć na chorągwi, wlókł się daleko za resztą stawki... i było to jego błogosławieństwem. Oto bowiem połowa składu finału przewróciła się na zakręcie, a Szwed swoim spacerowym tempem człowieka umierającego przeszedł obok i spokojnie przespacerował się do mety na pewnej trzeciej pozycji.  Inna sprawa, że potem go zdrapywali z podłoża i wsadzali na podium, bo sam nie mógł się utrzymać na nogach. Ale brąz ma? Ma! Nawet dwa! 

Jeden Petter wiosny nie czyni

Zazdrośnie spoziera na Szweda Petter Northug, który dwa razy ratował tyłek sztafecie, poprawiając fuszerkę, jaką odwalili jego koledzy... Tak, to był stary, zły Northug z finiszem, którym demoluje rywali. Tylko co z tego, skoro rywale byli za daleko, żeby ich czymkolwiek demolować? Finisz nic nie dał... poza czwartym miejscem i satysfakcją moralną. Będzie musiał Petter Northug odłożyć marzenia o końcu kariery i byczeniu się w will na Florydzie - przynajmniej jeżeli planuje powiększyć swój dorobek medalowy. Ostatnia szansa na powrót z Rosji z twarzą - 50 kilometrów w niedzielę. Po tym, co Northug pokazał w sprincie drużynowym, jestem spokojna. Ach, ta nonszalancja, z jaką pozbył się złamanego kijka, wyprzedzając jednocześnie rywali na podbiegu. A teraz powtórzyć i zapętlić tyle razy, żeby starczyło mocy na 50 kilometrów. 

Ucieczka z wesołego miasteczka

Płakali rosyjscy kibice, że im dobrzy zawodnicy odpływają. Trzykrotna złota medalistka z Soczi w biathlonie, Daria Domraczewa, pierwsze kroki na nartach stawiała w Rosji, w Rosji też była medalistką krajowych mistrzostw juniorskich. Anastazja Kuzmina, takoż biathlonistka, zdobywa medale dla Słowacji, chociaż jej rodzony brat to rosyjski biathlonista Anton Szypulin. ale nie ma co płakać, Rosjanie też sobie znaturalizowali medalistę. I to nie byle jakiego. Wzięli sobie snowboardzistę Vica Wilda, który do 2011 roku reprezentował... USA. To już nie zimowa, a zimna wojna! I tenże snowboardzista śmiał dziś wygrać slalom równoległy. W obliczu postaci Wilde'a poniższy obrazek ma jednak aż nadto sensu:
Teraz trzeba tylko znaleźć jakiegoś Kanadyjczyka w barwach USA. Są chętni?

Kozice i połamańce

Justyna Kowalczyk uparta jest jak osioł. Szans na medal nie ma, stopa ponoć połamana, ale co tam, ona pobiegnie w sprincie drużynowym. Co Justyna nadrabiała, to traciła Sylwia Jaśkowiec, ale koniec końców dowiozły się na piątym miejscu. Kto wygrał? Odrodzona Marit Bjoergen i Ingvild Flugstad Oestberg, która do finiszującej koleżanki pomykała jako ta kozica górska. Oby i ona się nie połamała, bo będzie w tych biegach istny szpital na peryferiach. 

Wrogowie narodu są wśród nas

Niemcy stracili prowadzenie w klasyfikacji medalowej, na którą i tak zwraca się uwagę tylko wtedy, kiedy interesujący nas kraj pnie się w górę (polskie media o klasyfikacji milczą, odkąd wyprzedziła nas Białoruś...). Stracili jednak również ducha w narodzie, a to o wiele bardziej bolesna strata. No dobrze, może nie zaraz w narodzie, ale w kadrze kombinatorów (notabene norweskich) już tak. Popotrącali się na finiszu wczorajszego biegu i z mieszanki niemiecko-norweskiej zrobiło się dwóch Norwegów i popylający za nimi Niemiec. Koledzy z drużyny raczej nie opijali wraz z nim medalu. 

Manekiny mają wzięcie

Nie rozumiem tańców na lodzie. Nie rozumiem systemu oceniania w tańcach na lodzie. Moje osobiste rozróżnienie laika, jeśli chodzi o pary sportowe i pary taneczne, brzmi: "pary taneczne oceniają bardziej za efekt artystyczny, pary sportowe bardziej za technikę". Cóż, ekspertem od figurowego nie jestem, chociaż gdybym pracowała w TVP, pewnie bym je komentowała. Nie pojmuję wszelako, dlaczego wyżej oceniono parę amerykańską, której efekt wizualny - nie tylko w moim odczuciu - był naprawdę mierny, niż parę kanadyjską, która i wizualnie, i technicznie prezentowała się o niebo lepiej? To taka moda na woskową lalę bez uczuć, bez mimiki (botoksik? w tym wieku?) i pana, który z twarzy był podobny zupełnie do nikogo i wydawał się szaleńczo całym tym lodowym spektaklem znudzony? ale jak to mówią - nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji i tego, że sędziowie w figurowym będą sprawiedliwi. 
Sukces ma wielu ojców...

...a nawet Baćków. "Baćka" Aliaksandar Ł., szerszej publiczności znany jako "prezydent z wąsem", ogłosił publicznie, że medale Darii Domraczewej to tak właściwie jego zasługa. Ponoć po sprincie, dla Daszy zupełnie nieudanym, odbył ze swoją ulubioną sportsmenką poważną rozmowę. I pomogło! Niebywałe. A tam smarowanie, a tam psychika - Baćka dotknie łebka Daszy czarodziejską różdżką i fiuuu, złote medale wyskakują jak kulki z automatu! Kulki szczęścia z automatu z kulkami szczęścia, żeby nie było niedomówień.
Ale po cóż się ograniczać? Skromny on cokolwiek. Przecież wszyscy wiedzą, że nie tylko przygarnął do siebie Daszę ojcowską ręką i uleczył jej serduszko, ale też biegł za nią po trasie. Czasem nawet strzelał, żeby na pewno było celnie. 
A rzekłszy to, idę patatajać na moim różowym jednorożcu w towarzystwie tęczowego jednorożca Baćki. 

Dziecko... szczęścia?

Rosyjskie media zagrzmiały po tym, jak amerykański trener łyżwiarek nazwał 15-letnią Julię Lipnicką "jakimś tam dzieckiem" i zdziwił się, że Rosjanie takie dziecko wysłali na igrzyska. Panu trenerowi darujemy jednorożca i przypominamy, że to "dziecko" zmiotło konkurencję w obu programach w rywalizacji drużynowej i zgarnęło złoty medal. Nieważne, jak Lipnicka jutro pojedzie swój program dowolny - ona już wygrała na tych igrzyskach. I na 90% pojedzie na kolejne. A zawiść, panie trenerze, to bardzo brzydkie uczucie. 

Zabrakło centymetrów

Nie jest to sytuacja zręczna, gdy mężczyzna orientuje się, że brak mu centymetrów. Zwłaszcza, gdy orientuje się na finiszu biegu ze startu wspólnego, kiedy o centymetry narty przegrywa złoty medal. Załkał Martin Fourcade, bo z trzeciego złota nici.  Załkał też Emil Hegle Svendsen, zwycięzca ostatniej konkurencji indywidualnej, bo po bardzo nieudanych trzech startach czwarty przyniósł mu upragniony krążek. Załkał Ole Einar Bjoerndalen - to nie byle co, odrobić na rundzie biegowej półminutową stratę do czołówki, tylko cóż z tego, skoro zaraz strzela się na wiwat, z czterema pudłami? Załkali i organizatorzy - bieg udało się rozegrać po dwóch dniach prób i błędów z przewagą tych drugi. Załkała wreszcie dziewczyna lowelasa Emila, dziennikarka Samantha Skogrand, którą odsunięto od prowadzenia wiadomości sportowych z racji tego, że była związana z obiektem tychże wiadomości. Smutny był to zaiste bieg...

Król, królowa, książę i królewna

Biathlonowa rodzina królewska w komplecie. Królowa Tora dostała upragnione złoto, drugie w ogóle i pierwsze na rosyjskiej ziemi. Książę Svendsen ma drugi krążek z najcenniejszego kruszcu w ciągu dwóch dni. Dokooptowana do towarzystwa sensacyjna brązowa medalistka z biegu masowego, Tiril Eckhoff, trochę przez przypadek stała się królewną. A jeszcze rok temu chciała zrezygnować ze sportu na rzecz studiów... Ufff, jak dobrze, że tego nie zrobiła!
A król... Król jest tylko jeden. Na naszych oczach tworzy się historia. Ole Einar Bjoerndalen z trzynastoma medalami (w tym ośmioma złotymi) stał się numerem jeden w olimpijskiej klasyfikacji wszech czasów w sportach zimowych, pokonując legendarnego Bjoerna Daehliego. OEB ma szansę na czternasty medal - w sobotę startuje męska sztafeta. Facet w wieku czterdziestu lat jest świeżutki jako ten wiosenny poranek i zapowiada, że w sumie to może jeszcze trochę na tych nartach pobiega.
Ole, apeluję! Spraw, żeby potwierdziły się plotki o romansie z Domraczewą, załóż z nią rodzinę i weź się rozmnóż. Takie geny nie mogą się marnować! A dzieci z takiego związku z pewnością będą uberbiathlonistami!

2 komentarze:

  1. Jeszcze najlepiej, żeby były bliźniaki (chłopiec + dziewczynka) :D Wtedy byłaby od razu paka na sztafetę mieszaną :D Właściwie to połowa paki, ale z taką dwójką, to reszta może być nawet importowana z Jamajki :D

    OdpowiedzUsuń