piątek, 15 listopada 2013

Ocalam od zapomnienia: Aleksandra Marinina - Za wszystko trzeba płacić



Kiedy odkryłam na najnowszej wydanej w Polsce powieści Aleksandry Marininej fragment recenzji, którą napisałam dla "Konturów", byłam nieźle zaskoczona. Po pierwsze - że ktoś jednak czytał tamte recenzje. Po drugie - że wydawnictwo uznało moje słowa za najlepszą zachętę dla czytelnika. Ponieważ strona "Konturów" umarła, a chciałabym zostawić w sieci ślad i po tamtym etapie recenzenckiego życia, co jakiś czas będę publikować reedycję (wydanie II poprawione ;)) tej czy tamtej recenzji. Aby ocalić je od zapomnienia. Zaczynam od opinii, której fragment ozdobił skrzydełko "Cudzej maski" :)

Autor: Aleksandra Marinina
Tytuł: Za wszystko trzeba płacić
Tłumaczenie: Aleksandra Stronka
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 510
Rok wydania: 2012*

 

Widok polskiego wydania kolejne powieści królowej rosyjskiego kryminału ucieszył mnie niezmiernie. Tak bardzo, że pomimo odstraszającej ceny udało mi się książkę zdobyć (a że wykorzystałam w tym celu „okazję prezentową”, czyli Wielkanoc, to jakby inna opowieść).
            Wydawnictwo W.A.B. dba o fanów Marininej. Kolejne powieści ukazują się co roku. Po słabym w opinii recenzentów (niestety, nie miałam okazji przeczytać) „Obrazie pośmiertnym” liczyłam na wydanie jednego z tych kryminałów, które trzymają w napięciu do ostatniej strony – wszak w przypadku twórczości Mariny Aleksiejewej (tak naprawdę nazywa się pisarka) jest z czego wybierać. Padło na „Za wszystko trzeba płacić” jako kolejną część cyklu - nareszcie W.A.B. zaczęło wydawać przygody Kamieńskiej po kolei.
            Już na początku powieści – niespodzianka. Spotykamy starych znajomych z poprzednich kryminałów o Nastii Kamieńskiej – szefa mafii z Miasta, Eduarda Pietrowicza Denisowa („Gra na cudzym boisku”, „Zabójca mimo woli”) oraz tajemniczą „firmę” niejakiego Arsena („Ukradziony sen”), która zajmuje się ukrywaniem przestępstw. Major Kamieńska znów przeżywa koszmarne chwile, gdy pod jej nieobecność ktoś przeszukuje jej komputer, a Arsen wydzwania z podziwu godną regularnością.
A intryga? Zaskakująco wielopoziomowa, nawet jak na Marininą. Z jednej strony mamy specyficzną klinikę, gdzie doktor Borodankow i jego wyrachowana żona Olga próbują wyprodukować preparat stymulujący pracę intelektualną. Marzenie każdego artysty czy naukowca! Lecz poszukiwanie optymalnego składu leku wymaga eksperymentów na ludziach – i co z tego,  że zdolności przyjmowanych pacjentów faktycznie ulegają znaczącemu wzmocnieniu, skoro po kilku dniach każdy z nich umiera? Borodankow zna jedno rozwiązanie – trzeba zdobyć notatki zmarłego Lebiediewa, któremu udało się znaleźć skład preparatu na krótko przed śmiercią. Archiwum naukowca znajduje się w rękach jego żony, Weroniki. Weronika tymczasem w pogoni za lepszym życiem niedługo po owdowieniu wyszła za mąż za austriackiego biznesmena i wyjechała na zachód.
Drugi wątek to poszukiwania zabójcy Liliany Knepcke, rosyjskiej emigrantki, dawnej kochanki Denisowa. Czy jedynym punktem zbieżnym obu linii fabularnych jest fakt, że na spotkanie z człowiekiem od Borodankowa Weronika jechała razem z Lilianą i jej pięcioletnim synem? Czy zabójca odnajdzie Tamarę Koczenową, tłumaczkę i jedynego świadka zabójstwa? I co zrobi, kiedy do niej dotrze, skoro łączy go z nią coś więcej niż realizacja zlecenia? Prawda okaże się o wiele bardziej złożona niż mógłby przypuszczać nawet najlepiej z kryminałami obeznany czytelnik.
Aleksandra Marinina szybko – już przy pierwszy częściach cyklu o Kamieńskiej – odnalazła swoją drogę twórczą. Jej kryminały to z punktu widzenia teorii literatury powieści „antykryminalne” – kto zabił, wiadomo z reguły już w połowie utworu. Jak zabił – wiadomo nawet wcześniej. Dlaczego zabił? Teoretycznie motyw czytelnik poznaje wcześniej nawet niż rozwiązanie zagadki. Marinina nie skupia się na technicznych aspektach morderstwa, może dlatego, że kilka lat przepracowała w milicji i ten temat jej zbrzydł. Pisarkę interesuje przede wszystkim psychika przestępcy, to, co poniżej prostego motywu zbrodni, wyjaśnienie, dlaczego jedni są zdolni do popełniania przestępstwa, a inni nawet by o tym nie pomyśleli.
To taka cecha rosyjskich kryminałów, że w pewnym momencie czytelnik łapie się na tym, iż z całego serca współczuje zbrodniarzowi. Pogłębiona psychoanaliza postaci nie tylko głównych, ale też drugoplanowych, niekiedy zaś i epizodycznych, pozwala zrozumieć, że przestępstwu nigdy nie jest winny wyłącznie sam przestępca. Morderca z „Za wszystko trzeba płacić” wzbudza litość motywami działania. Nie kieruje nim wyłącznie żądza zysku – owszem, przyjmuje zlecenie dla pieniędzy, ale te pieniądze są mu potrzebne, żeby… Zresztą, przeczytajcie sami.
Nowa powieść Marininej to jak zwykle mieszanka zbrodni, lęku, namiętności i szarej codzienności Rosji lat dziewięćdziesiątych (książka została napisana w 1995 roku). Żona szanowanego naukowca łudzi się, że za granicą czeka ją lepsze życie – a kiedy już wyjeżdża, marzy tylko o powrocie do ojczyzny. Szef mafii dba o porządek w swoim mieście, jest bardziej ojcem niż sędzią. Były kochanek wyrachowanej tłumaczki wplątuje się w nowy romans, który omal nie pozbawia go życia. Są duże pieniądze, duże problemy i duże napięcie. Kryminalno-psychologiczny koktajl można wypić do dna przy jednym posiedzeniu, chociaż objętościowo do najmniejszych nie należy. Marinina jak zwykle – wciąga, porusza, hipnotyzuje.
Gdybym już miała się bawić w zarzuty wobec „Za wszystko trzeba płacić”, znalazłabym dwa podstawowe. Po pierwsze – za mało Kamieńskiej w Kamieńskiej! Natłok bohaterów i ich historii sprawia, że główna postać cyklu znika z planu, jakby przygnieciona zbyt barwnymi losami Olgi Rieszynej, Tamary Koczenowej, Jurija Oborina i innych. A przecież właśnie w tym momencie Nastia powinna autorkę najbardziej obchodzić! Przecież w milicyjnym analityku w tej powieści zachodzą niesamowite przemiany. Anastazja-tchórz zmienia się w Anastazję waleczną, która odważnie, bez względu na konsekwencje stawia czoła firmie Arsena i bierze odpowiedzialność za błąd, który popełniła dawno temu i w efekcie którego zginął syn Eduarda Pietrowicza. Dług u mafiosa, który powinien Kamieńską zniszczyć, buduje ją na nowo. Tylko że w liczącej pół tysiąca stron książce zbyt rzadko pojawia się nazwisko głównej bohaterki, żebym mogła uznać jej przemianę za stuprocentowo uzasadnioną. Tego mi brakowało i tego żałuję.
Druga sprawa to ginące wątki. Ważniejszych i epizodycznych linii fabularnych jest tyle, że nie wszystkie mogą dotrwać do końca powieści, to jasne. Ja jednak, jako czytelnik dociekliwy, chętnie bym się dowiedziała, jak zakończyły się losy detektywa Taradina i co działo się z Tamarą Koczenową po jej ucieczce za granicę. Skoro Marinina wprowadziła te wątki do powieści, powinna je uczciwie doprowadzić do końca albo przynajmniej dać jaką wskazówkę co do ich rozwiązania. Czułam niedosyt, że wyjaśniła się tajemnica śmierci Kariny Miskarjanc, że Denisow dowiedział się, kto stoi za zabójstwem Lili, a Koczenowa i Taradin rozmyli się w przestrzeni.
Jednak mimo tych uchybień uważam książkę Marininej za jedno z lepszych dzieł rosyjskiego kryminału (a jest w czym wybierać pod tym względem!) i trzecią – po „Ukradzionym śnie” oraz „Płotki giną pierwsze” – pod względem jakości powieść z cyklu o Anastazji Kamieńskiej. Warto przeczytać nawet jeżeli nie jest się fanem pościgów za przestępcami. W końcu Marininej chodzi bardziej o psychologię postaci niż o samą zbrodnię.

Ocena: 9/10 
  
*W 2013 roku w serii "Lato z kryminałem" ukazało się wydanie kieszonkowe, moim skromnym zdaniem o wiele ładniejsze pod względem oprawy graficznej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz